Jerzy Zieliński - Jak rozmawiać o ekonomii?

Jerzy Zieliński - Jak rozmawiać o ekonomii?
Sprawne i zaangażowane państwo dbające o interes obywateli musi iść w parze z odpowiednią polityką podatkową. Tymczasem nasza Ojczyzna pozostaje pod tym względem daleko w tyle w stosunku do reszty Europy, co więcej wciąż panuje u nas system regresywny, w którym najbardziej obciążeni podatkami są zwykli ludzie, wraz z zamożnością obciążenie to maleje. Nie zmienił tego kulawy Polski Ład, a działania obecnego rządu patologiczny system jedynie umacniają, dodatkowo spowalniając nasz rozwój, a wręcz wpędzając Polskę w recesję i kryzys gospodarczy.
Neoliberałów krucjata w obronie budżetu.
Najlepszy przykład stanowić może przedstawiony przez ministerstwo finansów Średniookresowy plan budżetowo-strukturalny na rok 2025-2028, który zakłada podwyższenie VAT na żywność, odmrożenie cen energii czy też ucięcie programów socjalnych, jednocześnie pozostawiając podatek CIT na niezmiennie niskim poziomie i to pomimo wyliczeń wedle których to właśnie podwyżka CIT i zadbanie by był on uczciwie płacony (patrz nasz dawny post o tym jak obecne w Polsce sieci handlowe płaca podatki) jest jednym z lepszych sposobów na poprawę budżetu państwa.
Niestety neoliberalny rząd nie tylko robi to co zawsze - kosztami swojej polityki obciąża zwykłych obywateli, jednocześnie kontynuując uprzywilejowanie, a wręcz redystrybucję dochodów od nas do klasy próżniaczej. Dodatkowo prowadzi politykę, która co prawda w krótkim okresie czasu może w niewielkim stopniu poprawić stan budżetu, w dalszej perspektywie jest jednak dla niego katastrofalna. Prowadzi ona bowiem do dużego spadku konsumpcji, a to właśnie konsumpcja stanowi koło napędowe gospodarki. Zmniejszając konsumpcję poprzez cięcie programów socjalnych I zwiększenie podatków dla ogółu społeczeństwa odpalamy prawdziwy efekt domina - zmniejszają się zarobki firm, wpływy do budżetu, a w dalszej perspektywie czasowej rośnie bezrobocie (mniejsze wpływy = mniejszy rozwój = mniejsze zatrudnienie i zwolnienia pracowników).
A za bezrobociem wzrost przestępczości i ilości zasiłków, czyli kolejne obciążenia dla budżetu. W praktyce nie tylko nie wpłynie to pozytywnie na budżet, ale pogorszy jego stan, doprowadzi do tragedii klasy pracującej, a także mniejszych firm, o których tak kochają gadać neoliberałowie.
Bydlaki zostawcie bogatych.
Dużym problemem jest tu również społeczeństwo, które przez lata balcerowiczowej tresury w wykonaniu pseudoekspertów, a także siedzących w kieszeniach biznesu mediów i polityków dalej nie rozumie podstaw ekonomii, a co gorsza nie dba nawet o własny interes. O ile mogą nas bawić memy o etatowcach na minimalnej broniących przed opodatkowaniem bogaczy, o tyle sytuacja w której kolejne sondaże pokazują nam, że znakomita ilość Polaków jest przeciwna 800+ (wiedzę o programie i jego skutkach dla gospodarki I społeczeństwa czerpiąc jedynie od liberalnych populistów) jest tragiczna i niezwykle niebezpieczna.
I wbrew temu co mogłoby się pozornie wydawać, nie jest to wcale domena "boomerów", a coraz bardziej najmłodszego pokolenia. Dużo się dziś mówi o młodym pokoleniu i tym jak zaczyna dostrzegać swój interes, wymaga więcej od pracodawcy i nie traktuje pracy jako sensu życia. Wszelkiej maści społecznicy i lewica wpada w zachwyty nad zoomerami i kpi z januszerii bełkoczącej o "roszczeniowym pokoleniu".
Jeżeli jednak przyjrzymy się mentalności zoomerów, ich poglądom, które wyrażają w sondażach czy też przy wyborach szybko zrozumiemy, że pokolenie to jest równie pozbawione świadomości klasowej co jego poprzednicy. Z tym, że ma swoje wymagania. Wielu powie, że to i tak zmiana na lepsze i nawet "pusta roszczeniowość" warta jest więcej niż pracoholizm i mentalność niewolnika. Niestety nie do końca. Badania pokazały, że młodzi Polacy pragną bezpłatnej komunikacji miejskiej i poprawy służby zdrowia. Jednocześnie są oni zwolennikami obniżki podatków i przeciwnikami progresji. Młodzi Polacy chcą lepszej sytuacji na rynku pracy, jednocześnie będąc przeciwnikami programów socjalnych i nie mając problemu z imigracją zarobkową. Młodzi Polacy chcą bezpieczeństwa życiowego i dobrobytu, jednocześnie to oni stanowią największą grupę wyborców KO, Trzeciej Drogi, czy też Konfederacji.
Młodzi Polacy chcą, ale nie rozumieją. Mają swoje poglądy, ale są niekonsekwentni w ich realizacji. Wciąż nie rozumieją funkcjonowania świata i swojego interesu, wciąż łapią się na żenujące, "fajne" slogany i liberalne pranie mózgów. Ostatecznie to właśnie młodzi Polacy zaserwowali nam władzę skrajnych liberałów i dewastację Polski, której jesteśmy świadkiem.
To nasz obowiązek.
Powiedzmy sobie wprost - wyrosło nam społeczeństwo, które gotowe jest płacić wyższe podatki tylko po to by Ci, którzy je wykorzystują i na nim żerują dalej mogli żyć w eldorado. Nie idźmy jednak tak popularna dla Lewicy i Prawicy drogą obwiniania ofiar. Musimy zrozumieć, że przeciętny człowiek nie interesuje się polityką, a już tym bardziej ekonomią. Wiedzę o niej czerpie jedynie z mainstreamowych mediów I tylko w tym niewielkim zakresie, które te mu zaserwują.
Dlatego naszym celem powinno być nie tyle toczenie nieskończonej wojny o udowodnienie, że system jest zły i niemoralny, a raczej wykazanie jego wewnętrznych sprzeczności, braku efektywności i tego, że jest skazany na upadek i słaby co pokazuje nam każdy kryzys, z wyszczególnieniem pamiętnego kryzysu finansowego w latach 2008/2009. I to samo dotyczy polskiego systemu podatkowego.
Nie poświęcajmy tyle czasu na wyjaśnianie Polakom dlaczego progresywny podatek jest słuszny i moralny. Chyba tylko skończony odklejony kretyn zaczytany w korwinie lub cyniczny degenerat będzie na poważnie twierdzić, że sfinansowanie obiadów dla dzieci w szkołach jest mniej ważne niż kolejne mieszkanie dla bogatego pasożyta. Tacy ludzie i tak są już straceni.
Zamiast tego wyjaśnijmy im, że na progresji podatkowej nic nie tracimy, a jest ona jedyną szansą na to by zapewnić krajowi fundusze na rozwój i jednocześnie móc obniżyć podatki nam wszystkim i zakończyć patologiczny układ, w którym etatowiec jest bardziej obciążony niż pasożyt żyjący z wynajmu.
Wyjaśnijmy im, że "skapywanie" to bzdura, a więcej pieniędzy w kieszeni ich pracodawcy nie sprawi, że więcej trafi do ich kieszeni. Sprawi za to, że dogorywające usługi publiczne będą w jeszcze gorszym stanie.
Wyjaśnijmy im, że błazny mówiące, że "podatki to kradzież" walczą o niskie podatki jedynie dla klasy próżniaczej, a jedyna "wolność" w liberalizmie to wolność kapitału do maksymalizacji zysków. Wyjaśnijmy im jak naprawdę wyglądają "niskie podatki" w ideologii i działaniach liberałów.
Pokażmy im, że liberalizm po prostu nie działa i nie ma prawa działać. I korzystajmy przy tym z badań i danych empirycznych. Bo te są po naszej stronie.
Jaka forma wariacie?
Wiemy już jakie argumenty stosować, ale jak je przedstawić? Odpowiedź na to w dużej mierze została przedstawiona w recenzji "Ekonomii na Talerzu", do której lektury zachęcam.
A odpowiadając na pytanie warto wrócić do wcześniejszego fragmentu tekstu i przypomnieć - większość ludzi nie interesuje się polityką (z wyszczególnieniem ekonomii), a jak już to "idzie na łatwiznę". Dlatego też uważam, że powinniśmy darować sobie odsyłanie "normalsów" do bardziej wymagających i dłuższych lektur. Wyobrażacie sobie, żeby magazynier po 12h zmianie lub kasjerka, na którą w domu czekają dzieci, siadali w fotelu i zabierali się za lekturę "Kapitału w 21 wieku" bądź innej cegły? Tego nie czytają nawet lewicowcy, również Ci odpowiedzialni za wydawanie Pikettyego i innych myślicieli na rynek polski (wystarczy popatrzeć na wypociny krytpola na czele z Sierakowskim), zostawmy to dla siebie.
Rozwiązaniem jest prostota. Postawmy na lekki i przystępny przekaz, przeintelektualizowane pierdolamento zostawiając lewactwu i konserwatystom. Piszmy jasno, prosto, dosadnie (jednak nie prostacko), twórzmy memy, grafiki, podcasty z luźnym i humorystycznym zabarwieniem, które dla odbiorcy będą przyjemne w odbiorze, przygotowujmy proste animacje i komiksy. W ten sposób zainteresujmy odbiorcę tematem i dopiero wtedy pomóżmy mu się w niego wgłębić.
Przede wszystkim jednak nie zostawiajmy go w rękach lewicy lub (co jeszcze gorsze) liberalnej "prawicy". Efekty olewania tego tematu widzimy dziś na każdym kroku, a przecież powinien on stanowić dla nacjonalistów jeden z priorytetów.