Sebastian Kwiatkowski - Wybory parlamentarne a przyszłość.

Sebastian Kwiatkowski - Wybory parlamentarne a przyszłość.
Wybory parlamentarne, które odbyły się 15 października, przyniosły wyniki, których
większość obserwatorów polityki mogła oczekiwać, a mimo to równie wielu jest zaskoczonych.
Wysoce prawdopodobne, że PiS mimo bycia pierwszym na mecie nie sformuje rządu, co
poskutkuje zmianami w polityce zagranicznej oraz wewnętrznej państwa. Z punktu widzenia
nacjonalisty – zmiana rządu, a także pojawiające się znaki zapytania nad przyszłością partii
uznawanych za prawicowe, mogą przynieść znaczne zmiany, a przynajmniej stworzyć szansę
jaka nie pojawia się za często. Trudno nie odnieść wrażenia, że pewna epoka w historii III RP
dobiega końca. Nastanie czas, który można, a nawet trzeba wykorzystać.
Błędy partii rządzącej.
Wynik PiS i to, że nie jest w stanie sformować samodzielnej większości (a nawet
koalicji) sprawia, że ich zwycięstwo jest zwycięstwem pyrrusowym. Jedyne czym mogą się
cieszyć to tym, że opozycja nie posiada większości konstytucyjnej (chociaż powątpiewam w
to, że nawet jakby ją posiadła to by cokolwiek z nią zrobiła) oraz zachowają funkcję prezydenta
przez około 2 lata. Co typowe dla konserwatystów, już rozległ się mniej lub bardziej doniosły
krzyk, że teraz Polska podzieli los Europy Zachodniej i przyjdzie do nas wszystko co jest tam
w błyskawicznym wręcz tempie. Tu jednak należy postawić pytanie – co PiS realnie zrobił by
to zatrzymać w czasie, gdy sprawował władzę?
Trzeba to powiedzieć wprost – PiS na wybory parlamentarne 2023 zatrudnił
beznadziejnych doradców do prowadzenia kampanii lub najważniejsze osoby w partii
postanowiły doradców nie słuchać. Gdy premierem była Beata Szydło, bardzo często
stosowano zwrot „Przez ostatnie 8 lat…” – celem delegitymizacji retoryki PO, która to znalazła
się w opozycji, ale też jako uzasadnienie dla własnych działań. W roku 2015 to działało, bo PiS,
jakby nie patrzeć, uchodził za partię z wizją po 8 latach rządów PO-PSL i narastających
kryzysach oraz aferach.
Wybory w 2019 zaczynały pokazywać, że PiSowi zaczyna brakować paliwa. Narracja
coraz częściej zaczęła polegać na straszeniu opozycją niż prezentowaniu własnych rozwiązań.
Powrót Tuska do polskiej polityki to utwierdził. W 2023 roku główną osią narracji PiS-u stał
się Tusk i od wystąpień polityków, przez występ Morawieckiego na debacie, po materiały
wyborcze, narrację partii rządzącej opisać możemy w kilku słowach – „TUSK, TUSK, TUSK,
PO, PO, PO, TUSK, TUSK, PO, PO”.
PiS rządził (jestem zdania, że o władztwie tej partii należy pisać już w czasie przeszłym)
w Polsce 8 lat. Sam się dorobił kryzysów oraz afer. Przez ten czas prawa wyborcze uzyskali
ludzie, którzy rządy Platformy Obywatelskiej pamiętają z czasów okresu bycia nastolatkami. Gdzieś tam są zaznajomieni z aferami rządu Tuska, a potem Kopacz, ale osób, które
doświadczyły lockdownów, inflacji oraz konsekwencji sytuacji na arenie międzynarodowej,
niezbyt interesują taśmy Tuska i jego bliskich współpracowników oraz realia życia w Polsce w
latach 2007-15. I tu pojawia się, według mnie największy, problem narracji PiS-u w kampanii
wyborczej tego roku – zabrakło im pozytywnej narracji. Nie potrafili jednoznacznie przedstawić rozwiązań dla kryzysów i problemów jakie narosły w trakcie ich
rządów, więc skupili się na straszeniu Tuskiem. Nie da się wygrać strasząc ludzi kimś i
obwiniając go o wszelkie nieszczęścia. Brak sympatii do Tuska i całej jego politycznej ekipy
oraz potencjalnych sojuszników, dla nacjonalisty, jest oczywisty i nie wymaga szczególnych
uzasadnień. Tusk jest z „innej bajki” – on reprezentuje inną ideologię, niemalże przeciwną
nacjonalizmowi o 180 stopni – jest gospodarczym, jak i obyczajowym liberałem, w dodatku
robiącym umizgi wobec tęczowej lewicy. Trzeba zachować jednak pewien obiektywizm i nieracjonalne jest oskarżanie Tuska o wszelkie nieszczęścia jakie spotkały Polskę w ostatnich
latach, skoro Tusk nie jest nawet posłem. Władzę w Polsce sprawował nie kto inny jak Prawo i
Sprawiedliwość i jeśli coś nie wychodziło PiS-owi to nie z winy Tuska, ale z winy tchórzostwa
lub politycznego warcholstwa.
Narracja Prawa i Sprawiedliwości była nierozsądna i wynikała z głupoty albo z pychy.
PiS sprawując władzę samodzielnie, stał się partią pozbawioną zdolności koalicyjnej z
kimkolwiek (gdyby posiadał taką zdolność to miałby dużą szansę na utrzymanie władzy w
rządzie koalicyjnym). Kierownictwo partii żyło przekonaniem, że wygrają kolejne wybory
tworząc większość samodzielną – licząc może na potknięcie się koalicji partii Hołowni z PSL-
em zwanej „Trzecią Drogą”, która wymagała osiągnięcia 8% w wyborach. Nikt w PiS-ie nie
wpadł na to jak odpowiedzieć na marsz Tuska organizowany w czerwcu. Bez odpowiedzi
pozostał także marsz organizowany na początku października. Narracja partii rządzącej w
trakcie kampanii wyborczej przebiegała wokół „linii Tuska”, imigrantów, wieku emerytalnego,
a w ostatnich dniach wyciągnięto papieża Jana Pawła II mówiąc, że Tusk powtórzy ataki na
papieża, jakie to miały miejsce w marcu 2023 roku. Kwestia imigrantów zakończyła się aferą
wizową szkodzącą partii rządzącej, a pozostałe tematy PiS grzał tak długo, że aż je przegrzał i
wszystko stało się tanim i niezbyt śmiesznym kabaretem.
Referendum.
W celach zdecydowanie propagandowych i mających wywołać tzw. efekt flagi
(konsolidację wokół partii rządzącej) było zorganizowane referendum. Zostało ono
skonstruowane w bardzo tendencyjny sposób, sugerując odpowiedzi w postawionych pytaniach. Zapoznając się z treścią pytań nietrudno było przypomnieć sobie żarty o Związku
Radzieckim dotyczące tego, kto jest największym człowiekiem w historii i dlaczego to właśnie
Lenin. To była konsekwencja braku pomysłu na narrację na czas kampanii wyborczej. Poza
tym, tak skonstruowane pytania i odpowiedzi na nie, niestety nie gwarantują tego co byśmy
oczekiwali. Tu poświęcę trochę miejsca na przeanalizowanie konstrukcji tych pytań.
Zaczynając od pierwszego - Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego
podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad
strategicznymi sektorami gospodarki? – tu należy przypuszczać, że zadający pytanie chcieli
dowiedzieć się czy strategiczne sektory gospodarki, znajdujące się pod kontrolą państwa,
należy sprywatyzować. Niestety, tak zadane pytanie, nawet przy zwycięstwie opcji „NIE” nie
gwarantuje, że te sektory zostaną zachowane. Bo zamiast je wyprzedać – a więc sprzedać w
promocyjnej i nierynkowej cenie, można jest sprzedać w cenie rynkowej. Tak więc,
hipotetycznie, jak dojdzie do prywatyzacji Orlenu, to można powiedzieć, że Orlen nie został
sprzedany na wyprzedaży, ale po prostu sprzedany. Co by dało to pytanie? To już odpowiedz
sobie czytelniku sam.
Drugie pytanie - Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym
przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn? – to
pytanie też mogło zostać inaczej sformułowane. Najlepiej jakby brzmiało - Czy jesteś za
ustanowieniem wieku emerytalnego od 67 lat?
Trzecie pytanie - Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej
Polskiej z Republiką Białorusi? – to jest pytanie, które w ogóle nie powinno zaistnieć i to z
dwóch powodów. Pierwszy to taki, że ta bariera już powstała, zapłacono za nią i po
wybudowaniu dopiero ktokolwiek postanowił zapytać Polaków. O wszelkie inwestycje, jak już
się pyta, to powinno pytać się przed ich rozpoczęciem, a nie po wybudowaniu. Druga kwestia
jest równie ważna. Liberałowie nie myślą w kategoriach państwa i narodu, przez co rzadko rozumieją zagadnienia bezpieczeństwa zbiorowości i bezpieczeństwa państwa. Niestety,
zapytanie o istnienie muru stworzyło sytuację, w której pojawiło się ryzyko (nawet jeśli
niewielkie, bliskie zeru, to jednak występujące), że Polacy zdecydują demokratycznie o
uchyleniu własnego bezpieczeństwa. Zagadnienia bezpieczeństwa państwa i narodu nie
powinny być poddawane dyskusji, a zwłaszcza stawać się elementami kampanii wyborczej.
Bezpieczeństwo państwa i narodu jest ważniejsze niż interes partyjny, przez co nie powinna
być robiona na nich kampania wyborcza – w takiej sytuacji pojawia się ryzyko, że
bezpieczeństwo stanie się elementem propagandy danego stronnictwa – w odpowiedzi, stronnictwa przeciwne mogą zacząć grać kartą mającą na celu odsunąć nie tylko daną partię
polityczną, ale i cynicznie przez nie włączone do programu bezpieczeństwo.
Czwarte pytanie - Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z
Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji
narzucanym przez biurokrację europejską? – Tu mamy do czynienia z kolejnym bardzo
nieprecyzyjnym i niewiele gwarantującym pytaniem. Biurokracja europejska nie jest bytem
realnie występującym (powołanym przez umowy międzynarodowe), ale potocznym
określeniem organów unijnych. Pytanie mówi o tysiącach imigrantów – ale co jeśli tych
imigrantów będą setki lub dziesiątki tysięcy? Czy odpowiedź „nie” gwarantuje nam, że nie
przyjmiemy imigrantów z mechanizmu relokacji? Być może nie. A także kolejne pytanie –
czemu wymieniono Bliski Wschód i Afrykę? Imigranci do Europy przybywają nie tylko z
Bliskiego Wschodu i Afryki, bo przybywają także z Bangladeszu, Indochin, Filipin i innych
obszarów. To pytanie, w tej sytuacji, w żaden sposób nie zagwarantuje nam, że żadni imigranci
nie zostaną przyjęci. Pytanie powinno brzmieć – Czy jesteś za wywiązywaniem się przez Polskę
z unijnego mechanizmu relokacji uchodźców? – a co więcej – powinno poruszać w ogóle
politykę migracyjną III RP – czy powinna być zaostrzona lub bardziej liberalna.
W ten oto sposób rząd PiS zagrał cynicznie bezpieczeństwem państwa, organizując to
referendum. Brak pomysłu na kampanię wyborczą sprawił, że partia rządząca wyciągnęła
bieżące zagadnienia z zakresu bezpieczeństwa, ale też działania Tuska, gdy ten był premierem.
Niestety dla PiS nie mamy roku 2015, ale 2023. Po 8 latach rządów PiS-u całkowicie mijało się
z celem straszenie Tuskiem i przypominaniem tego co robiła Platforma przez 8 lat własnych
rządów. Narosły inne problemy i inne wyzwania. Straszenie Tuskiem stało się ostatnią kartą,
którą mógł grać PiS w tej kampanii wyborczej, oddając zarządzanie kampanią takim, a nie
innym osobom.
Słaba i pozbawiona pomysłu kampania PiS znalazła też swoje odbicie w debacie na
TVP. Morawiecki zaliczył jeden z najgorszych występów w historii polskich debat, skupiając
się cały czas na straszeniu Tuskiem i wypominając mu działania podczas 8 lat rządów koalicji
PO-PSL, pomijając to, że PiS sam rządzi od 8 lat. Mieliśmy odpowiedzi omijające pytania i
wdawanie się w „pyskówki” z Tuskiem.
Konfederacja.
Żeby nie wyjść na człowieka, który wyłącznie krytykuje PiS i uniknąć w czytelniku
wrażenia, że autor sprzyja Konfederacji, teraz przejdźmy do skomentowania wyniku tej partii.
Mentzen zapowiadał, że wywróci stolik, a skończyło się tak, że to Konfederacja wywróciła się o stolik, który miała przewrócić. W exit pollach partia Mentzena posiadała mniej procent niż
posiada jego piwo. Partia, która miała być trzecią siłą w parlamencie i liczyła, że bez niej żadna
opcja nie sformuje rządu, chociaż wprowadziła kilkunastu posłów do nowej kadencji to będzie
na marginesie.
Chociaż przekaz Konfederacji jest kierowany do przedsiębiorców, korwiniści- mentzeniści oraz „narodowcy” zapowiadają skupianie się na liberalizmie gospodarczym z
pominięciem kwestii światopoglądowych, całkowicie do nich nie trafia. Niewykluczone, że taki
odpływ poparcia dla Konfederacji z poziomu kilkunastu procent w sierpniowych sondażach do
7% w wyborach nie nastąpił tylko jako efekt rekordowej frekwencji, ale przede wszystkim z
powodu braku autentyczności tej partii. Konfederacja przez retorykę Mentzena o dwóch
samochodach i piciu piwa zaczęła ściągać młodociany elektorat najzwyklejszych libów i dzieci
udających anarchistów, po czym przed wyborami ten elektorat zaczął odpływać ku „gwieździe”
telewizji Hołowni, który w debacie wypadł bardzo dobrze i trzeba przyznać, że ją wygrał.
Konfederacja to najlepszy przykład na to, że liberalizm neutralizuje politykę i polityczność. W
pogoni za materializmem porzucili problemy światopoglądowe spłycając wszystko do
liberalizmu gospodarczego i milcząc na inne tematy – a jak ktoś się odzywa na kwestie
niezwiązane z ekonomią to Korwin-Mikke mówi o obniżeniu wieku zgody lub brauniści
wychodzą ze szczepionkami, czipami, ukrainizacją i banderyzacją oraz innymi absurdami
odstraszającymi wyborców. W tym projekcie w ogóle nie ma już Ruchu Narodowego, który się
rozmył w tym towarzystwie, tworząc w ten sposób parodię nacjonalizmu, która to może
wywołać tylko uśmiech z politowaniem.
Patrząc na wyniki wyborów, Konfederacja, tak czy inaczej, ma największe poparcie w
Polsce Wschodniej (podkarpackie – 9,14%; podlaskie – 9,79%). Chociaż szefostwo partii
będzie upierać się jak pijany płotu narracji o przedsiębiorcach i innych cudakach sprzyjających
Polsce 2050 i Koalicji Obywatelskiej, naturalny elektorat tej partii znajduje się na wschodzie
kraju. Konfederacja chcąc odnieść sukces musiałaby przestać być partią konserwatywno-
liberalną i stać się partią narodowo-konserwatywną. Tak się jednak nie stanie, bo Mentzen na
to nie pójdzie, a brauniści będą woleli co 3 dni straszyć końcem świata, antychrystem, Billem
Gatesem, Schwabem, Hararim i innymi, a Ruch Narodowy już się rozmył i jest tam tylko
teoretycznie.
Przyszłość Konfederacji wygląda tak, że przeżyje tę kadencję. Być może załapie się
nawet na kolejną – bez względu na to, czy wybory będą przyspieszone, czy odbędą się zgodnie
z harmonogramem za 4 lata. Jest to partia, która jednak w końcu się wypali przez brak zdolności
koalicyjnej oraz ideową bezpłciowość. Chociaż ta partia deklaruje, że jest ideową prawicą to co w niej jest ideowego, skoro porzuca kwestie ideowe na rzecz gospodarczych? Zamiast bycia
ideową prawicą jest sztandarowym produktem epoki kapitalizmu i liberalizmu XXI wieku.
Brak zdolności koalicyjnej sprawia z kolei, że ludzie nie będą skłonni głosować na tę partię nie
wiedząc czy, a jeśli to z kim, wejdzie w koalicje by stworzyć rząd. Pojawia się ryzyko, że głos
będzie zmarnowany, bo jeśli partia będzie siedziała w parlamencie i mając nawet okazję
stworzyć rząd tego nie zrobi – to po co taka partia?
Retoryka polityczna Konfederacji sprawia, że zawęża sobie pole do przechwycenia
wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Liberalizmem gospodarczym i obyczajową
bezpłciowością sprawia, że otwiera się na „konserwatywny” elektorat Platformy
Obywatelskiej, dzieci anarchii i miejskich liberałów. Tu też leży przyczyna rozmycia Ruchu
Narodowego. W sytuacji gdyby PiS utrzymał władzę teraz i wygrał jeszcze za 4 lata nie byłbym
zdziwiony jakbyśmy zobaczyli Bosaka na jednej liście wraz z Kosiniakiem, Hołownią,
Nitrasem, a nawet i z Biedroniem.
Konfederacja by stać się realnie relewantną siłą polityczną w polskiej polityce
musiałaby porzucić mrzonki ASE, leseferyzmu, posiadaniu masarni po miesięcznej sprzedaży
parówek, likwidacji NFZ, ZUS i podatków. Polakowi zależy na bezpieczeństwie socjalnym – na tym by w januszexie przedsiębiorca, pompowany narracyjnie przez Konfederacją jako
uciśniony, nie straszył polskiego pracownika, że ten wyleci z pracy, bo ma na jego miejsce
Ukraińców czy Filipińczyków, a także by gwałtowne reformy nie sprawiły, że będzie niepewny
swojej przyszłości i bezpieczeństwa socjalnego. Polak nie chce słyszeć, że jest nieudacznikiem
czy patologią bo potrzebuje państwowej edukacji, służby zdrowia i programów społecznych.
To są naturalne potrzebny człowieka w rozwiniętym cywilizacyjnie państwie.
Przyszłość polskiej prawicy.
Wybory stawiają znaki zapytania nad polską prawicą – co dalej? W Prawie i
Sprawiedliwości zrobią sobie wewnętrzny „dzień sznura” i pozbędą się winnych porażki oraz
ludzi szkodliwie wizerunkowo. Tu pewnie na wylocie znajdzie się Ziobro. Należy też zapytać
co z samym Kaczyńskim, który młody już nie jest. PiS teraz oczyści swoje szeregi, o ile gdzieś
nie zniknie w najbliższych latach, po to by odrodzić się pod inną nazwą i zostać „PiS 2.0”.
Tylko ten nowy PiS będzie bardziej liberalny niż ten, z którym mieliśmy do czynienia przez
ostatnie 8 lat.
Często mówi się, że Polska jest „zapóźniona” względem Europy Zachodniej z powodu
PRL. Jest to prawda i z tego powodu jesteśmy jako tako konserwatywni na tle państw Zachodu.
Tylko co nam z tego „zapóźnienia” skoro nie wyciągamy lekcji i popełniamy dokładnie te same błędy co stronnictwa prawicowe w tych państwach 40 czy 50 lat temu? Teraz PiS przejdzie
ewolucję i nawet jak wróci za 8 czy 12 lat to będzie bardziej liberalny. Opozycja liberalna
będzie krzyczeć dalej o autorytaryzmie, PiS 2.0 porządzi sobie jedną lub dwie kadencje, po
czym znowu opozycja przejmie władzę, powstanie PiS 3.0, jeszcze bardziej liberalny. I tak
znajdziemy się w miejscu pod względem obyczajowym, kulturowym, w którym są obecnie
Wielka Brytania, Francja czy Niemcy.
Pierwsze lata III RP minęły na podziale stronnictw między tożsamość Solidarności i
postkomunistów. Z biegiem czasu to zaczęło zanikać (trudno obecnie mówić o jakiejkolwiek
spuściźnie PRL-u na lewicy) i mieliśmy podział pomiędzy lewicowe i prawicowe skrzydło
Solidarności. Tożsamość Solidarności także zacznie zanikać i… Jaka to będzie tożsamość?
Może to będzie tożsamość pokolenia UE. Nawet nie ma za bardzo czego postawić w kontrze –
bo nie postawimy tożsamości braci Kaczyńskich. III RP istnieje już 34 lata, tymczasem
organizacje prawicowe nie tworzyły nowej tożsamości tylko stale skupiały się na hamowaniu
postępu bez tworzenia konkretnej oferty co w zamian. Porażka PiS-u, czy to teraz, czy za 4 lata,
była czymś oczywistym. To musiało nastąpić. Było 8 lat do przygotowywania się na to, był
czas na wytworzenie koalicjanta dla PiS i powolne przejmowanie dominującej roli w tym
układzie. Tymczasem zmarnowano ten czas. I Polska pójdzie zgodnie z „duchem czasu” Europy
Zachodniej, wchodząc teraz w czas, w którym będą realizowane postulaty lewicowo-liberalne
w kwestiach społecznych.
Bezpieczeństwo jest podstawową potrzebą człowieka. Zarówno bezpieczeństwo
państwa, jak i bezpieczeństwo socjalne. PiS mógł być partią łączącą postulaty socjalne oraz
postulaty narodowe. Mógł być, ale taką partią się nie stał. Politycy Prawa i Sprawiedliwości
ostatecznie więcej gadali niż realnie robili. Gdy Ruch Narodowy powstawał za czasów koalicji
PO-PSL także mógł stać się taką partią. Wszedł jednak w koalicję z korwinistami i rozmył się
pomiędzy liberalnymi bredniami o wolnym ryneczku.
Liberałowie starają się wmówić, że nacjonalizm to choroba wieku dziecięcego.
Tymczasem narastające kryzysy pokazały wagę i dalszą potrzebę istnienia suwerennego,
niezależnego i silnego państwa. Państwo jest wyrazem politycznej woli istnienia narodu i nie
może być nocnym stróżem. Liberałowie walczą z państwem, bo nawet w czasach kryzysu autorytetu państwa, to władze państwowe ostatecznie są decyzyjne. Często krzyczą, że państwo
ma się wycofać, niektórzy, że nawet dać jakieś przywileje, ale w zamian państwu nie dadzą nic.
Jak państwo zechce coś rozlega się krzyk, że to łamanie praw człowieka oraz demokracji.
Współczesny świat jest bardzo materialistyczny wskutek triumfu kapitalizmu i istnienia
globalnych korporacji. Cytując Carla Schmitta - „Trzeba postawić sobie pytanie, czy można stworzyć jakąkolwiek ideę polityczną, opierając się wyłącznie na pojęciu indywidualistycznego
liberalizmu? Odpowiedź musi być przecząca. Każdy konsekwentny indywidualizm polega na
zanegowaniu polityczności, co w praktyce prowadzi do podejrzliwości wobec wszelkich
politycznych instytucji i form państwa, wszelako nigdy do stworzenia własnej, pozytywnej
teorii państwa i polityki. Dlatego w przypadku liberalizmu możemy mówić o polityce jedynie
jako o polemicznym przeciwstawieniu się wszelakim ograniczeniom indywidualnej wolności
ze strony państwa czy religii. […] W żadnym wypadku jednak nie jest to polityka liberalna jako
taka, jedynie liberalna krytyka polityki.” – liberalizm uchyla poczucie odpowiedzialności
indywiduum za państwo i wspólnotę narodową oferując materialistyczną wizję świata.
Wywołuje poczucie, że sam fakt, gdy „władza państwowa robi rzeczy” to już łamie prawa
człowieka i obywatela. Liberałowie boją się, że ich śledzi państwo, ale nie mają nic przeciwko
temu jak robią to samo korporacje, chociażby poprzez pliki cookies. Liberalizm nie jest
polityką, ani ideologią, ale jest negacją tego, co polityczne.
Polacy potrzebują więc opcji narodowej oraz socjalnej. Socjalnej, która da
bezpieczeństwo socjalne i poczują, że państwo nie jest przeciwko nim, ale jest z nimi i dla nich.
Angażując państwo w racjonalną politykę socjalną odbudujemy poczucie wspólnoty. Znajdując
się między Zachodem a Rosją potrzebujemy silnego kolektywu – silnej zbiorowości,
zmobilizowanego do działania narodu polskiego. Potrzebujemy nowej siły, nowej tożsamości
politycznej, ruchu Polaków, który chce zachować Polskę dla polskiego narodu.
Marsz Niepodległości okaże się tu nie bez znaczenia. Marsz zaczynał jako narodowo-
rewolucyjny bunt przeciw rządowi PO-PSL. Był marszem ludzi zdecydowanych,
uformowanych politycznie, żyjących snem o wielkości. Triumf PiS-u niestety uśpił Marsz
Niepodległości i szeroko rozumiane środowisko narodowe w Polsce. Prezes tej inicjatywy
zaczął ugadywać się z partią rządzącą, oddając mu niemalże tę inicjatywę pod kontrolę. Chyba
każdy kto był na Marszu Niepodległości od roku 2018 widział przynajmniej raz polityka z PiS
lub partii Zbigniewa Ziobry. Sam Bąkiewicz z kolei zaczął robić za sługę Kaczyńskiego – a jak
skończył? Dostał miejsce na liście PiS przegrywając z kretesem. Został zmarginalizowany i
teraz po prostu zniknie. Z drugiej strony mamy Ruch Narodowy, który rozmył się w środowisku
korwinistów. Inicjatywa założona przez nacjonalistów stała się aktualnie narzędziem
politycznej rywalizacji pomiędzy frakcją Bąkiewicza ugadującego się PiSem a środowiskiem
„narodowym” działającym w ramach Konfederacji. Tak też Marsz Niepodległości został
zawłaszczony przez partie polityczne i zmarginalizowano nacjonalistów w ich marszu. Marsz
Niepodległości stał się cukierkowym marszem i uczestnicy tego wydarzenia mają jeszcze
pretensje do nacjonalistów, że ci chcą zawłaszczyć Marsz Niepodległości. Chcą zawłaszczyć coś co sami stworzyli – jakkolwiek to absurdalnie brzmi. Niewykluczone, że teraz Marsz
Niepodległości wróci do swoich korzeni. Może to wywoła kolejne poruszenie w ludziach do
tworzenia nowego nacjonalizmu w Polsce.
Należy jednak pamiętać, że marsz 11 listopada ulicami Warszawy odbywa się tylko raz
w roku – przez co powinien być wyrazem kreowania się nowego nacjonalizmu, a nie być jego filarem. Pojawienie się raz w roku na ulicach w nadziei, że to da nowe tchnienie środowisku
narodowemu w Polsce jest błędem, gdyż taki to przybierze formę poklepania się po plecach z
poczuciem, że „kiedyś to było” lub „będzie lepiej”. Dla środowiska narodowego musi pracować
każdy z nas codziennie – chociażby doskonaląc samego siebie w tym, czym w życiu się
zajmujemy.