Maksymilian Glazura – Naturalnie wolno kraść.

Maksymilian Glazura – Naturalnie wolno kraść.
Tytuł oczywiście jest parafrazą słów Ulrike Meinhof i o ile w oryginale mowa była o strzelaniu do policjantów, co było dość kontrowersyjnym stanowiskiem dla wielu, o tyle pogląd zezwalający na kradzież zapewne również wzburzy część społeczeństwa. Zwłaszcza w tzw. narodowych kręgach. Nie mam jednak na myśli każdej kradzieży, bo czy każdą kradzież należy traktować tak samo? Dla ślepej temidy ważny jest czyn nie powody. Jest kradzież i jest kara. No, chyba, że nie jest się zwykłym szarym Kowalskim, wtedy sumy opiewające na miliony można kraść i ujdzie nam to wszystko płazem. Korupcja, łapówkarstwo, manipulacje finansowe, kradzieże w białych rękawiczkach przybierają coraz szerszy zasięg zarówno w naszym kraju jak i na świecie. Wychodzące na światło dzienne afery są tylko wierchem tej obrzydliwej góry lodowej. A dla zwykłych ludzi? Dla zwykłych ludzi ważna jest, a przynajmniej być powinna sprawiedliwość i to ona powinna święcić triumfy.
Kradzież a Kościół.
Katechizm Kościoła Katolickiego naucza nas, że zakres grzechu kradzieży zależy od miejsca, czasu, sytuacji społecznej i politycznej, postępu cywilizacyjnego… Niemniej jego istota jest zawsze jednakowa: przywłaszczenie dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Mówi także, że z punktu etycznego przywłaszczanie jakichkolwiek rzeczy i kradzież komukolwiek jest grzechem. Jedyny wyjątek stanowią sytuacje ekstremalne, w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie, odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i skorzystanie z nich.
Słuszność ponad prawem.
Zatem czy kradzież jedzenia w dużych zachodnich korporacjach, które od lat same dopuszczają się form kradzieży, wyzysku pracowników, stosowania nieuczciwych praktyk handlowych czy ogromnego marnotrawstwa jedzenia zalegającego w zamkniętych na klucz koszach za budynkami dużych sieciówek jest czymś niewłaściwym? A przecież w przypadku marnotrawstwa jedzenia można wprowadzić praktyki handlowe tj. sprzedaż artykułów, którym kończy się termin po obniżonej cenie co potencjalnie obniżyło, by chociaż trochę sklepowe kradzieże. Federacja Polskich Banków Żywności podaje, że w Polsce około 1,5 miliona osób nie ma zapewnionego bezpieczeństwa żywieniowego. Kradzież w sytuacji głodu to nie zbrodnia lecz element ciągłej walki, o poprawę sytuacji choćby w minimalnym stopniu. Przejedźcie się jeśli macie jeszcze możliwość na targowiska, nie te na jedną modłę budowane nowe rynki, w którym rozkład sklepów i tego co w nich znajdziecie jest podobny. Tylko targowiska na których według miejskich legend można kupić jeszcze coś z szemranego źródła. Przyjrzyjcie się jak prości ludzie wystawiają przeterminowane weki, piwa, napoje i całą masę tego co jest już „po dacie”, a można jeszcze dość bezpiecznie konsumować przypłacając to co najwyżej drobnymi niestrawnościami czy wypuszczaniem gazów jelitowych ponad swoja normę. Takie rzeczy często rozchodzą się jak tzw. ciepłe bułeczki przez ludzi, którzy liczą każdy grosz, by prześlizgnąć się w swojej egzystencji z miesiąca na miesiąc. Smutny i przygnębiający widok, który chwyta za serce niczym staruszka przed Tobą w kolejce, której brakło osiemdziesięciu groszy, by pozwolić sobie jeszcze na kupno czekolady. Smutniejsze jest jednak to że ludzie nie znający bólu reprezentowanej społeczności potrafią wydać chociażby słynne siedemdziesiąt milionów złotych na wybory kopertowe, które się nie odbyły i nic, cisza. Pieniądze były i nie ma, ot takie tam siedemdziesiąt milionów. A ludziom, którzy podmienią naklejkę w markecie na kupionych przez siebie warzywach...ech sami wiecie. To jest prawdziwy grzech i prawdziwe zło, z którym należy walczyć.
Absurdy prawa.
Konsekwencjami kradzieży należałoby obarczyć osobę, która czerpie partykularne zyski ze swoich działań nie rozróżniając wyzyskiwanych od wyzyskiwaczy w gronie celów, które padły jego ofiarą. Czy duże hipermarkety, które jak już wyżej zostało wspomniane marnują ogromne ilości towaru, które to lądują do śmietnika są naprawdę stratne? Idź czytelniku do jednego z tych toczących ze sobą bitwę, o to który z marketów jest tańszym wyborem dla konsumenta i upuść niby przypadkiem np. opakowanie śmietany. Poinformuj obsługę sklepu, że przypadkiem zbiłeś to opakowanie. To po prostu pójdzie na straty, nie bój się nie zapłacisz za to. Te sklepy przecież przy takiej ilości niesprzedawanego pożywienia, które się psuje muszą liczyć się ze stratami, równie dobrze mogłeś tę śmietanę ukraść, ale wtedy ochroniarz złapałby Cię poważny przestępco, ponieważ sklep straciłby na tym kilka złotych. To jest abstrakcja.
Niesprawiedliwe prawo to nie prawo.
No dobrze, zapewne ktoś pomyśli czy to znaczy, że mamy teraz chodzić i wszyscy okradać zagraniczne sklepy ku chwale małych osiedlowych warzywniaków i rodzimego handlu? Czy wtedy te sklepy nie zaczęły by notować wyraźnych strat? Spokojnie, nie wszyscy pójdą kraść, nie wszyscy znaleźli się w ciężkiej sytuacji i są potrzebujący. Nie wszyscy potrzebujący też zrobią taki krok. Czy widzisz w swojej wyobraźni jak staruszki o kulach wynoszą torby jedzenia na cały tydzień, żeby w spokoju móc kupić sobie leki? No nie, tak nie będzie. Ale jeśli widzisz kogoś kradnącego jedzenie, to nie, nie widzisz tego. Jeśli sam potrzebujesz to idź i weź, nie bój się wyłamać z systemu. Nie obieraj jako punktów osiedlowych sklepów, nie okradaj swojego rodaka. Rób to co musisz. Jeśli trafisz na człowieka to zostawisz to co chciałeś uspołecznić, jeśli nie to dzielny strażnik teksasu wystawi ci mandat za to że nie mogłeś znieść uczucia głodu i chciałeś poczuć się syty. Towarzysze niedoli współczesnego świata, nie bójcie się wyłamać z ram społecznych i narzuconego na nas prawa. Walka o swój byt to nasze naturalne prawo, a niesprawiedliwe prawo nie jest prawem pamiętajcie. Czy wynosząc ze sklepów jedzenie, żeby napełniać nimi lodówki społeczne niczym współczesny Robin Hood robilibyśmy naprawdę źle? Myślę, że każdy wie co jest naprawdę etyczne i moralne w danej sytuacji.