Maciej Żabiński - Poznań - miasto w rękach liberałów.

Maciej Żabiński - Poznań - miasto w rękach liberałów.
Poznań - jeden z najstarszych piastowskich grodów, być może pierwsza stolica Polski, od czasu Magdalenki i Okrągłego Stołu nieprzerwanie w rękach liberałów z pod szyldów KLD-UW-PO. Remonty - trwające nieprzerwanie od wielu lat, dla wielu mieszkańców miasta zdaje się, że mają miejsce od zawsze i w jakiejś formie na zawsze już zostaną, raz na jakiś czas ponownie zadziwiając nas brakiem zdrowego rozsądku wśród planistów, krótkowzrocznością władz samorządowych czy okazyjnie uchylając rąbka tajemnicy co do różnego typu zakulisowych aktów korupcji ze strony administracji miejskiej, które często można by wprost porównać do skeczy ze starych komedii jeszcze z poprzedniej, na szczęście minionej epoki. Kilka z takowych anegdot postaramy się opisać w tym tekście.
Jaśkowiaka krucjata przeciwko zieleni.
Obecny prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak, znany jest ze swoich jakże "ciekawych" aktywności czy równie intrygujących postaw w kwestiach m.in. światopoglądowych. Jedną z tych najbardziej kojarzonych, aczkolwiek niezbyt pozytywnie wpływających na jego PR jest niewypowiedziana wojna, jaką miasto pod jego przywództwem toczy ze znajdującą się na jego terenie zielenią. Na temat wycinania kolejnych drzew, krzewów czy zalewania trawników betonem powstało już wiele artykułów, ba, "aktywiści" z Rozbratu (co ciekawe finansowani właśnie przez władze miasta) postawili nawet w tym celu pomnik dedykowany włodarzowi grodu, jednakże nie przetrwał on zbyt długo, gdyż został przez nich grzecznie usunięty po kilku godzinach istnienia.
Marnowanie środków publicznych jako odpowiedź na krytykę.
Nie powinno więc zaskakiwać, że w ramach prób poprawiania opinii mieszkańców postanowiono coś z tym zrobić i posadzono relatywnie sporą ilość drzew w ramach rekompensaty, między innymi sześćdziesiąt siedem klonów na dopiero co wyremontowanej ul. Święty Marcin... z tym, że posadzono je w zabudowanych donicach w deptaku. Miasto akt ten kosztował dziesięć milionów złotych, jednakże nie jest to koniec wydatków związanych z owym projektem. Ich korzenie otoczone są wykonaną z betonu "opaską", co zapobiega ich rozrostowi i pobieraniu deszczówki z ziemi. Miasto znalazło i na to sposób - zainstalowano system nawadniania i odwadniania donic, który już po krótkim czasie okazał się niewydajny, więc trzeba było zatrudnić kolejną firmę, która podlewała rośliny wodą z Warty, z beczkowozów, co oczywiście generuje dodatkowe koszty wynoszące czterysta tysięcy złotych rocznie. Przy tym wszystkim warto wspomnieć, że obumierają jedynie "zakute" drzewa, gdy te rosnące w gruncie nie są dotknięte tym problemem, natomiast miejscy specjaliści dalej nie znają odpowiedzi jaka konkretnie jest przyczyna obumierania drzew, wręcz zaznaczając, że nie jest to możliwe do zweryfikowania. Do tego wszystkiego, tradycyjnie po fakcie, zastanawiają się czy aby na pewno podjęli oni dobry wybór gatunku roślin, który nie pasuje do miejsca w jakim miało przyjść im wzrastać. Na stan z końcówki czerwca z sześćdziesięciu siedmiu drzew na Świętym Marcinie zdążyło już uschnąć dziesięć, z czego dziewięć wymieniono na nowe. Może więc czas już zaprzestać tego typu eksperymentów i wrócić do tradycyjnego modelu podtrzymywania natury w mieście, gdyż nawiązując do klasyka polskiego punk rocka "umarłe drzewa proszą o litość".
Na smyczy korporacji.
Jeszcze bardziej absurdalną wydaje się być sytuacja, gdy wojna z zielenią toczona jest nie bezpośrednio przez miasto, a przez międzynarodową korporację z błogosławieństwem władz samorządowych, o ironio w ramach wprowadzania "bardziej ekologicznych rozwiązań". Na terenie naszego miasta od lat 90. działa fabryka Volkswagen, będąca jednym z największych i najważniejszych dla lokalnej gospodarki pracodawców, tym bardziej, że moloch planuje szóstą już w swej historii rozbudowę, podczas której powstaną kolejne miejsca pracy w nowym przybytku, tym razem zajmującym się produkcją samochodów elektrycznych. W czym więc tkwi haczyk? Otóż cała ta inicjatywa odbywać ma się kosztem wycinki lasów w okolicy osiedli Zieliniec i Antoninek, a oprócz tego budowanej właśnie ulicy Krośniewieckiej, którą byłoby trzeba zniszczyć, a której utworzenie kosztowało miasto jak dotąd dwa i pół miliona złotych. Co wydaje się w tym wszystkim nieco zabawne, to fakt, że firma posiada tereny na których mogłaby zrealizować swoje plany, jednakże większa oszczędność terenowa i wydanie kilku milionów złotych na parking wielopoziomowy dla pracowników wydaje się jednak niemożliwym wysiłkiem dla koncernu, przecież ten rzekomo syzyfowy trud byłby czymś w rodzaju papierka lakmusowego dla faktycznego wykazania prawdziwości postawy proekologicznej firmy i jej zarządu. Sprawa póki co znalazła się w impasie - firma złożyła wniosek o przekształcenie terenu na usługowo-przemysłowe, co zostało "uwzględnione" przez prezydenta Jacka Jaśkowiaka, natomiast mieszkańcy osiedli wraz z miejskimi leśnikami chcą nie tylko zachowania obecnego stanu, ale wręcz nadania temu terenowi statusu lasu chronionego. O wynikach przeciągania rzepki rodem z Familiady dowiemy się za niedługo.
Kolejne świetne pomysły.
Najnowszą z ciekawostek okołoremontowych jest kwestia nieużytków zielonych na terenie Górczyna (ul. Miedziana), których los jest omawiany przez miejskich radnych. Według nowego studium miałby on zostać zastąpiony nową arterią komunikacyjną, co jednak spotyka się z protestem mieszkańców, którzy już w 2021 wnieśli petycję o utworzenie w tym miejscu parku, który zaspokajałby potrzeby społeczności lokalnej. Teren ten traktowany jest od lat jako miejsce do spacerów, wyprowadzania zwierząt domowych i miejsce zabaw dzieci, a miejsc tego rodzaju na tym osiedlu jest zatrważająco niewiele. Dwóch profesorów z poznańskich uniwersytetów przeprowadziło inspekcję terenową i stwierdzili, iż obszar ten jest torfowiskiem, tym bardziej kluczowym dla okolicy przez łagodzenie skutków zmian klimatu, konkretniej redukcję fal ciepła i retencjonowanie wody. A przecież utworzenie nowych dróg nie zmniejszy ilości korków, spowoduje natomiast zwiększenie się ilości samochodów w okolicy, co przełoży się na większe zanieczyszczenia powietrza, większy hałas w okolicy i ogólne pogorszenie się jakości życia na terenie miasta - miasta, o które radni powinni dbać.